Prognoza z wtorku
rano, gdy poczułam
wiosnę w powietrzu.
|
W Nowym Jorku i okolicach wiosna nadchodzi do nas wielkimi i szybkimi
krokami. Wczoraj wieczorem wracałam z pracy w cienkim sweterku, leginsach i trampeczkach. Byłam już też na dworze w T-shirtcie, a okulary przeciwsłoneczne to "must-have". Widziałam w metrze i na mieście, że co odważniejsi decydowali się nawet na krótkie spódniczki czy szorty. Dziś będę chować głęboko do szafy wszystkie zimowe
ubrania i buty, więc pomyślałam, że to też
dobry czas by powspominać naszą pierwszą zimę w NYC!
Zawsze
słyszałam, że zima w Nowym Jorku jest piękna i mroźna. Czasem
nie można się dostać do pracy przez śnieżyce, -15 lub nawet -20
stopni to normalka, a Święta Bożego Narodzenia są zawsze "jak w
banku" białe.
No
cóż...
Nasza pierwsza zima tutaj okazałą się troszeczkę inna. Najpierw bardzo długo czekaliśmy na jej przyjście. Prawie cały październik chodziłam jeszcze w sandałach, mój mąż pod koniec listopada spalił sobie przedramiona podciągając na chwilę rękawy bluzy, a kurtki zaczęliśmy nosić dopiero w grudniu. Zresztą co tu dużo mówić- od końca sierpnia, kiedy tu przylecieliśmy, do dzisiejszego dnia włącznie mieliśmy tylko 10 dni podczas których padał deszcz!
W
pierwszą niedzielę grudnia pojechaliśmy spędzić dzień w Nowym
Jorku.
Chcieliśmy obejrzeć choinkę w Rockefeller Center,
świąteczny pokaz iluminacyjny na jednym z budynków obok, wszystkie
sławne nowojorskie świąteczne dekoracje i spędzić trochę dnia w
Central Parku. Wszystko uczyniliśmy. Pierwsze trzy wymienione rzeczy
z gigantycznym tłumem, a ostatnią, Central Park, w bardzo ciepłej,
jesiennej atmosferze, jak widać na zdjęciach powyżej.
Było pięknie ale wciąć mieliśmy nadzieję,
że do Świąt zrobi się biała zima. Przecież wszyscy zawsze
mówili, że święta tutaj zawsze są białe.
Nie
były.
17 styczeń 2016 |
W
wigilię mieliśmy 24 stopnie na plusie. Spacer do sklepu po ostatnie
produkty robiliśmy w krótkich rękawkach. Na pasterkę poszłam w
sukience i kozaczkach ale beż żadnych rajstop. Tak, gołe nogi pod
koniec grudnia. Gdzie ta zima?!
17
stycznia poprószył pierwszy śnieg. Ależ byłam podekscytowana! Od
razu zaczęłam robić zdjęcia i wysyłać po rodzinie. Wrzucam
jedno z nich, bo to świetne zestawienie z następnymi.
Biało
nie było aż do 23 stycznia. W nocy z 22 na 23 stycznia (piątek na
sobotę) zaczęło się z grubej rury. Nasza pierwsza prawdziwa burza
śnieżna, tak zwany blizzard. Gdy tylko to zapowiedzieli w pracy
dostałam wolne, szef powiedział, że nie dojadę, a jak dojadę to
już na pewno do domu nie wrócę, bo autobusy nie będą jeździć w
taką pogodę. Jak to nie będą jeździć?!- pytałam. We Wrocławiu
nawet w największy śnieg jeżdżą. Może i mają godzinę
opóźnienia, ale jeżdżą. Miał rację. W mojej okolicy nie
jeździła żadna komunikacja od piątku późnym wieczorem do
poniedziałku rano. Wszystko zamarło.
![]() |
Góra: wieczór 22 stycznia, wczesny poranek 23 stycznia, przedpołudnie 23 stycznia. Dół: Wszystko zasypane w południe 23 stycznia. |
Wiecie
jak na amerykańskich horrorach główny bohater idzie przez
amerykańskie miasteczko środkiem ulicy, nikogo nie ma, drogi puste,
samochody pozostawiane na poboczach, jedyne co słychać to
skrzypienie wiszących świateł drogowych, którymi od czasu do
czasu rusza wiatr. DOKŁADNIE TAK się czuliśmy idąc na spacer w
sobotnie południe, gdy burza śnieżna zrobiła sobie przerwę na
jakieś dwie godzinki.
Gdy
burza szalała nie dało się wyjść z domu. Gigantycznym opadom
towarzyszył potworny wiatr. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie
widziałam, przez okno wyglądało to niesamowicie, ale w żadnym
wypadku nie chciałabym się nigdy znaleźć w taką burzę na
zewnątrz. Śnieg przyrastał bardzo szybko. Mieliśmy widok na
świetny przekrój z naszego kuchennego okna, z którego można wyjść
na dach. Pierwsze dziesięć centymetrów już było szalenie
ekscytujące. Słyszeliśmy, że przewidują, w zależności od
okolicy do 30 „inczy” śniegu (ponad 70 cm) ale w żadnym wypadku
nie spodziewaliśmy się, że zasypie nam całe okno!
W
niedzielę, gdy burza ustała, słońce wyszło, a wszystko było
całkowicie zasypane śniegiem, ulice były pełne ludzi z łopatami
i spalinowymi maszynkami do odśnieżania. Sąsiedzi pomagali
sąsiadom, powolutku każdy (z uśmiechem!) odkopywał swój samochód
i udrażniał chodnik. Co ciekawe, główne ulice były praktycznie
odśnieżone, przez cały weekend, w tą i z powrotem jeździło po
nich kilkanaście spychaczy.
"Bałwan" z resztek śniegu, znaleziony w McCarren Park |
A
potem cały ten śnieg stopniał. Zabawa się skończyła, zaczęły
się mrozy. Był nawet dzień z odczuwalną -36st.C! Mimo wszystko
prawie nie nosiłam swoich zimowych sweterków, a nawet dżinsy nosiłam
sporadycznie. Śnieg padał jeszcze parę razy, wyjątkowo szybko
zabielając wszystkie powierzchnie płaskie, ale równie szybko
znikał. Podobno w poprzednich latach metr śniegu na ulicach
potrafił utrzymywać się do końca marca, a nawet i kwietnia. Hmm, muszę uwierzyć na słowo.
Na pewno nie w tym roku. Jest początek marca, a ja już chowam puchowe
kurtki, prawie nienoszone zimowo-jesienne ubrania i cieplejsze buty. Drzewa powoli zyskują liście i zaczynają przysłaniać nasz widok na Manhattan. Jak to piszę jest dziewiąta rano a na
dworze już jest 19 stopni. Ma być 24. Myślę, że mogę śmiało
powiedzieć, że najcieplejsza zima jaką ktokolwiek tu pamięta właśnie dobiegła końca.
#Patricia