Nie
ma co ukrywać: życie w Ameryce różni się od tego w Polsce. Czas
na kolejną notkę w stylu #
co mnie zaskoczyło w USA,
tym razem z punktu widzenia osób mieszkających w Ameryce na
stałe. Część
z dzisiejszych punktów dotyka także turystów, ale że akurat dla
nas nie były zaskoczeniem, tylko po prostu różnicą, trafiły do
tej notki a nie poprzedniej.
Ktoś
mądry mi kiedyś powiedział: „Tu i tu haruje się jak wół. I tu
i tu na koniec miesiąca zostają Ci w kieszeni tylko dwie stówki.
Pytanie brzmi: co możesz kupić za 200 złotych, a co możesz kupić
za 200 dolarów?”.
200
złotych? Parę jeansów Levis na dużej wyprzedaży w Factory.
200
dolarów? Xbox na przecenie. No albo 5 par Levisów.
Hmm
:)
ŻYCIE W USA vs ŻYCIE W POLSCE
1. WODA
Z KRANU - TAP WATER
W
większości miejsc w Stanach można spokojnie pić wodę z kranu. Ta
w Nowym Jorku jest przepyszna! Podobno to dzięki niej Nowojorska
Pizza smakuje tak wyjątkowo i nawet z dokładnym przepisem nie da
się jej nigdzie indziej na świecie podrobić.
Generalnie w każdej restauracji czy barze w Stanach możesz poprosić o szklankę tap water, którą dostaniesz oczywiście za darmo. Właściwie to przeważnie nie musisz o nią nawet prosić- zostaje Ci ona nalana na starcie zanim jeszcze zdążysz przejrzeć menu. Jeżeli chcesz zaszaleć i zapłacić za wodę gazowaną czyli club soda- śmiało, nie będzie droga.
Miła odmiana od płacenia 5-8 złotych za małą buteleczkę wody (wartą złotówkę) w Polskich restauracjach. Na pewno nie tęsknie za tym, żeby bardziej opłacało się wziąć kolę niż zwykłą wodę.
2. REKLAMACJE I OBSŁUGA KLIENTA
Już
kiedyś pisałam, że obsługa klienta, czyli customer
service jest w Stanach na bardzo wysokim poziomie. Kiedyś
stresowałam się przed reklamacją i próbowałam przypomnieć sobie
wszystkie potrzebne słowa (po angielsku) ale dziś już wiem, że
nawet nie zdążę się wytłumaczyć a już będą zwracać mi
pieniądze.
Nie
ma problemu, którego nie dałoby się załatwić przez amerykańską
obsługę klienta. Zgubiona paczka? Wyślą jeszcze raz (patrz notka
o kurierach -> klik).
Przez przypadek wziąłeś w supermarkecie jeden produkt za dużo?
Przyjmują go bez mrugnięcia okiem i od razu zwracają kasę.
Zrobiłeś zakupy i po wyjściu przypomniałeś sobie, że
zapomniałeś użyć swojego zniżkowego kuponu? Wracasz się, a oni
bez problemu zwracają Ci różnicę w kwocie.
Najfajniejszą różnicą jest reklamacja kosmetyków. Otworzyłaś kosmetyk i nie przypadł Ci do gustu? Zaczęłaś używać nowy krem, a on zaczął Cie uczulać? Można śmiało taki otwarty kosmetyk reklamować! Najczęściej szybko zwracają kasę, żeby "mieć spokój" i zadowolonego klienta. Wyobrażacie sobie próbę zwrócenia otwartego kosmetyku w Polsce? Hahahaha
3. PROMOCJE I KUPONY
Promocje
w Ameryce to codzienność. Z okazji każdego święta (czy to Boże
Narodzenie czy Dzień Niepodległości) sklepy z ubraniami i
elektroniką robią duże wyprzedaże, zwłaszcza przez internet.
W
supermarketach zawsze co najmniej 1/4 rzeczy jest choć trochę
przeceniona. Czasami jest to tylko 50 centów różnicy, ale czasami
możesz dostać Mozzarellę wartą $6 za $1.89. Kupony można wyrywać
np. ze sklepowych gazetek, które spokojnie na Ciebie czekają przy
wejściu. Niekiedy sklepy nawet wysyłają Ci indywidualne kupony do
domu, jeżeli masz ich kartę stałego klienta (którą możesz za
darmo założyć w punkcie obsługi klienta).
Wiecie
jak to w Polsce zawsze "promocje i kupony nie łączą się".
Nie ma miejsca na takie "drobne druczki" w Ameryce.
Promocje łączą się i mnożą w nieskończoność.
Przykład:
Masz kupon na 2 dolary przy zakupie galonowej tropicany. W między
czasie do sklepu wchodzi promocja: Tropikana w cenie 2/$6.
Najczęściej wcale nie musisz brać dwóch soków, żeby skorzystać
z promocji (chyba, że jest tak wyraźnie napisane). Bierzesz jedną,
za którą wychodzą $3 dolary i skanujesz swój dwu dolarowy kupon.
Włela! Masz (warty $5) galon soku za $1.
![]() |
W supermarkecie Stop&Shop, w którym najczęściej robimy zakupy, na każdym rachunku podsumowują ile w danym roku już zaoszczędziłeś na wszystkich promocjach i kuponach. |
4.
ACH GALONY I INNE MIARY
Mieszkając
w Ameryce trzeba się pożegnać z systemem dziesiętnym, a polubić
z galonami, funtami, calami, stopami, pintami, uncjami i innymi
dziwnymi miarami.
Na
początku ciężko to wszystko pojąć gdy mózg przyzwyczajony jest
do wygodnego 1/10. Trochę czasu potrzeba, żeby przekonać się do
1/8, 1/12, 1/16 i 1/32 itp. Właściwie z perspektywy czasu- roku
życia w USA, stwierdzam, że nie da się do tego przekonać, ale jak
najbardziej da się przyzwyczaić.
Już
nie pamiętam co to jest litr soku, 2 kilo cebuli czy 500 gram malin.
Teraz kupuję pół galona mleka, 5 pounts (funtów) ziemniaków i 16
oz (uncji) truskawek.
Jeszcze
w Polsce przy pieczeniu (zazwyczaj znajdowałam przepisy na
amerykańskich stronach, głównie na Pinterście) spędzałam
ekstra 20 minut na przeliczaniu ile gram masła potrzebuję, jeżeli
przepis podaje je w łyżkach. Już wiem dlaczego- amerykańskie
masła mają na papierku zaznaczoną ilość łyżek. Zwykła kostka
(113g) ma 1/2 cupa (taka szklanka) czyli 8 łyżek stołowych. Teraz
z przyjemnością korzystam z amerykańskich przepisów, wszystko w
nich jest na cupy i łyżki i właśnie to lubię. To cudowne nawet
nie musieć mieć wagi!
5.
MLEKO UHT NIE ISTNIEJE
Takie
można mieć przynajmniej wrażenie po Amerykańskich supermarketach
i sklepach spożywczych.
W
Polsce zawsze mieliśmy zapasowy karton mleka w spiżarni. W USA
mleko jest tylko pasteryzowane, ma krótki termin ważności (np dwa
tygodnie) i trzeba trzymać je w lodówce, nawet przed otwarciem. Ja
i tak jestem uczulona na krowie mleko, ale mój mąż codziennie rano
zaczyna dzień od płatków, więc jest to trochę uciążliwe, że
nie można zrobić zapasu.
6. ZAROBKI
Amerykanie
zarabiają dużo, to żadna tajemnica. Często za tą samą w pracę,
w Polsce dostajemy 9-10 złotych na godzinę, a w Stanach 10 dolarów,
czyli w zależności od kursu 30, a nawet 40 złotych. W dużym
mieście jak Nowy Jork różnica rośnie- np. zamiast $10, dostaje
się $12-14.
Wiadomo,
że w Polsce to 10 złotych na godzinę jest na rękę, a w Stanach
sam musisz sobie opłacić ubezpieczenie zdrowotne i podatki, ale
przy 12 dolarach i tak zostaje Ci te 10- więc do dalszych obliczeń
bezpiecznie można przyjąć, że zazwyczaj zarobki są jak 1:1 więc
cen i wydatków też nie ma sensu przeliczać z dolarów na złotówki,
tylko trzeba je traktować jak 1:1.
7.
WYDATKI
Ubezpieczenie
zdrowotne i czynsz lub kredyt/podatek za mieszkanie to w Ameryce
największy stały wydatek. Lepiej nie przeliczać na złotówki bo
głowa boli. Ale jak już zaznaczyłam w poprzednim punkcie wcale nie
należy tego przeliczać. Kwota ubezpieczenia zdrowotnego jest
procentowo podobna do tej, którą pracodawcy zabierają w Polsce. A
mieszkanie?
W Nowym Jorku można znaleźć studio za tysiąc dolarów. Znam osoby, które we Wrocławiu płaciły ponad tysiąc za dużą sypialnię. Więc też procentowo wcale w Stanach się więcej na to mieszkanie nie wydaje (za wyjątkiem super modnych dzielnic największych miast, ale porównujemy tu przeciętne osoby).
Cała reszta stałych wydatków w Ameryce przy przeliczniku 1:1 okazuje się mniejsza niż w Polsce. Rachunki za prąd, gaz, wodę itp? $50. Wyobrażacie sobie płacić za to wszystko tylko 50 złotych miesięcznie?
Minusy:
Niestety pomimo posiadania ubezpieczenia zdrowotnego, nadal za
niektóre usługi lekarskie trzeba płacić. W ogóle wszelkie usługi
(kosmetyczka, hydraulik itp.) się cenią, więc to co się
zaoszczędzi (w porównaniu z Polską) na rachunkach, wyda się na
inne rzeczy. Dlatego właśnie i tu i tu, na koniec miesiąca w
portfelach w sumie zostaje tyle samo (jak pisałam we wstępie).
8. CENY
Artykuły spożywcze w większości po przeliczeniu kursu są droższe niż w Polsce ale nie zawsze: avocado-$1 czyli niecałe 4 zł, w Polsce potrafi kosztować 6-7zł. Ale wyobraźcie sobie, że kupujecie to avocado za złotówkę- bo właśnie tak się odczuwa dolara w Stanach. Albo naturalne mleko migdałowe za niecałe 2, zamiast ~10zł.
Ceny elektroniki są śmieszne. Wyobraźcie sobie, że możecie za 2 stówy kupić wspomnianego na początku Xboxa. Owszem ten najnowszy model jest droższy- ale to i tak kwota, którą nawet nastolatek da radę szybko zaoszczędzić. W Polsce za 2 stówki starczy tylko na grę. Laptop za 4 stówki zamiast 2,5 tysiąca też jest miłą odmianą od życia w Polsce.
O, wiecie co jeszcze można kupić w Stanach za niecałe 2 stówki? Smart TV, 32 cale. Czyli dostając 12 na godzinę, w Stanach na telewizor zarabiasz 2 dni, w Polsce (na 900 złotych za ten sam model) pracujesz prawie 2 tygodnie- to właśnie najbardziej odczuwalna różnica między życiem w Polsce i w USA.
9.
POLICJA
Nie
wiem czy to tylko ja tak mam, ale w Polsce jak widziałam policję,
zwłaszcza prowadząc samochód, od razu zaczynałam się gorączkowo
zastanawiać czy na pewno nie robię nic za co mogliby się do mnie
przyczepić - a wcale nie miałam żadnych nieprzyjemnych historii.
No poza tą: raz potrzebowałam pomocy w znalezieniu drogi w
Krakowie, na co policjant odpowiedział "nie wiem" i wrócił
do tego co akurat robił, czyli siedzenia w aucie i gadania z kolegą.
W Stanach to by nie przeszło. Tutaj policjanci zawsze starają się pomóc lub znaleźć kogoś kto Ci może pomóc, nawet jeżeli jest to tylko pytanie o drogę. Może właśnie dlatego obecność policjanta w pobliżu daje mi poczucie bezpieczeństwa. Wiem, że cokolwiek by się nie stało, nawet głupota, mam do kogo się zwrócić. Zdarzyło mi się też, że samochód policyjny przepuszczał mnie na pasach pomimo, że miałam czerwone światło.
Policja działa tu sprawnie i efektywnie (wyłączając zatrzymanie za przewinienie drogowe- to trwa WIEKI) i jest powszechnie szanowana - jak wszyscy mundurowi. W mojej miejscowości co 5 dom ma na podwórku tabliczkę z napisem "Wspieramy naszą Policję".
Do tego Policja w Stanach wygląda jak... z amerykańskich filmów ;) Mają fajne mundury, kamizelki kuloodporne, broń (w dni o zaostrzonym bezpieczeństwie nawet karabiny maszynowe) i robią niezłe show jadąc na sygnale lub kogoś aresztując.
10.
KRADZIEŻ I BRAK OCHRONIARZY
W
żadnym z supermarketów i sklepów spożywczych, do których
chodzimy nie ma ochroniarzy! Ani w środku ani na zewnątrz. Nawet w
tym, w którym już przed wejściem stoją pierwsze artykuły (np.
kwiaty lub dynie), albo gdzie są kasy samoobsługowe. Pewnie próby
oszustwa i kradzieży muszą być tu tak znikome, że wystarczą im
kamery.
Raz
nasza znajoma cały Manhattan przechodziła z otwartą torebką i
wystającym portfelem- nikt go jej nie ukradł. Ta sama znajoma (dużo
pracuje, więc jest trochę zakręcona:)) zostawiła raz na przerwie
portfel w Starbucksie koło cukrów. Gdy sobie to uświadomiła parę
godzin później, portfel nadal na nią tam czekał. Wspominałam już
w tekście o kurierach, że paczek z przed domów też nikt nie
kradnie.
11. MILI LUDZIE
W
USA obcy ludzie się do siebie uśmiechają i wszyscy są dla
wszystkich bardzo mili. Nieważne czy to zmęczona ekspedientka w
sklepie, kierowca autobusu czy jakiś pan, którego po prostu mijasz
na chodniku. Trzeba być zawsze gotowym na "cześć, jak się
masz", "miłego dnia" i szeroki uśmiech.
Amerykanie
generalnie są znani z wysokiej kultury osobistej. Przeważnie są
grzeczni, bardzo dobrzy w gadkach typu „Część, jak się masz?
Och to wspaniale, miło mi to słyszeć. Dziękuję. Wzajemnie!” i
przede wszystkim mistrzowsko opanowali przepraszanie.
Będąc
w Stanach musisz przepraszać zanim będziesz koło kogoś zbyt
blisko przechodzić (exuse me) oraz po tym jak niechcący
kogoś przy tym smyrniesz (sorry). W mieście takim jak Nowy
Jork, gdzie ludzi jest naprawdę... sporo, musisz używać exuse
me tak często, że po pewnym czasie staje się ono
najnaturalniejszym zwrotem na świecie niezależnie od ojczystego
języka.
12. KOMUNIKACJA MIEJSKA
Tu
sprawa dzieli się na miasto Nowy Jork i resztę Stanów.
-
Nowy Jork: Komunikacja miejska jest rozłożysta, efektywna i wygodna.
-
Reszta Stanów: Komunikacja miejska nie istnieje. Wszyscy mają auta. Jak już się jakiś autobus zdarzy trzeba mieć odliczoną gotówkę, którą wrzuca się do śmiesznego automatu przy kierowcy.
A
tak serio to podstawowa różnica polega na tym, że autobusy,
pociągi, wagony metra... wszystkie zawsze są latem klimatyzowane
(porządnie, idzie zmarznąć) i ogrzewane zimą. Da się - wow!
13. KLIMATYZACJA
W
Ameryce generalnie wszystkie pomieszczenia zamknięte zdają się
mieć klimatyzację i nikt na niej nie próbuje oszczędzać.
Ameryka nie lubi kompromisów, to kraj skrajności. We wspomnianej już komunikacji miejskiej zawsze będzie albo przyjemnie ciepło (jeżeli na zewnątrz jest mróz), albo super zimno (jeżeli na zewnątrz jest ciepło) - nie ma nic pośredniego- któregoś dnia po prostu zamiast ogrzewanie włączają klimę a za kilka miesięcy na odwrót. Latem warto nosić ze sobą jakiś sweterek.
Dlaczego? Bo tutaj nikt zdaje się uważać, że parę stopni różnicy wystarczy. Nie. Jak na zewnątrz jest 35 stopni to w środku trzeba dowalić 18.
14.
ŚWIĘTA I DNI WOLNE
Z
Kościelnych świąt w Stanach jest wolne tylko jedno: 1 dzień
Bożego Narodzenia. 2 dzień nie istnieje. Wielkanoc przypada w
Niedzielę, więc to się jako wolne nie liczy. W Poniedziałek
wielkanocny wszyscy muszą już popylać do pracy.
Z
innych świąt, tych państwowych, tylko niektóre są naprawdę
wolne (jeżeli nie pracuje się w urzędzie lub banku) - pisałam o
tym już więcej tutaj -> klik.
15.
DEKORACJE DOMÓW
Amerykanie
uwielbiają przystrajać swoje domy w zgodzie z panującym sezonem.
Najbardziej intensywny jest koniec roku. Już pod koniec września
zaczynają się pojawiać pierwsze dekoracje związane z Halloween
(31 października). Po Halloween czas na jesienne dekoracje ze słomą,
indykami (Święto Dziękczynienia przypada w listopadzie) i
pomarańczowymi liśćmi. Grudzień to oczywiście Boże Narodzenie i
wszystko co związane ze śniegiem. Ludzie przystrajają też domy z
okazji Wielkanocy, Dnia Niepodległości czy nawet pierwszych dni
szkoły (tam gdzie mieszkają jakieś dzieci, głównie są to
transparenty).
![]() |
Dekoracje Halloweenowe z 2015 roku. Nawet salony fryzjerskie się przystrajają (zdj. po prawej). |
Przez
cały rok praktycznie na każdych drzwiach domów jednorodzinnych
wiszą wieńce, nawet jeżeli reszta domu nie jest przystrajana od
święta. Przeważnie nawiązują do pory roku: kwiaty na wiosnę i
lato, później kolory jesieni (zdj. poniżej), a potem wieńce
typowo Bożonarodzeniowe.
|
Można
by tak wymieniać jeszcze wiele różnic, np. prawo do posiadania
broni, kwestie religijne i różnorodność kulturowa, podejście do dzieci, działanie ubezpieczeń zdrowotnych czy
generalnie różnice w prawie... Może kiedyś :)
#Patricia