poniedziałek, 28 listopada 2016

THANKSGIVING 2016 | DŁUGI WEEKEND, INDYK, PRAWO JAZDY, HIGH LINE PARK, +PRZEPIS - ZUPA DYNIOWA

24 listopada 2016 w USA obchodziliśmy Thanksgiving - Święto Dziękczynienia. Wypada zawsze w czwarty czwartek listopada. Mieliśmy z tej okazji długi weekend, dużo dyni, dużo indyka i dużo wrażeń.

Amerykańskie Święto Dziękczynienia to moje ulubione święto. Obchodziłam je już od lat mieszkając jeszcze w Polsce, co roku zmuszając do niego innych domowników. Choć wcale nie było aż tak ciężko ich zmuszać ;)

Uwielbiam je bo pomimo kontrowersji dotyczących jego powstania (związanych z mordowaniem rdzennych mieszkańców Ameryki) od dawna chodzi w nim o celebrowanie rodziny i bliskich, zapominaniu na moment o tym do czego się dąży, za to byciu wdzięcznym za to co się już ma. Tradycyjnie każdy dziękuje za rzeczy za które jest wdzięczny przy stole przed uroczystym obiadem, co potrafi być bardzo wzruszające...


CZWARTEK - THANKSGIVING DAY
Dzień zaczęliśmy od wycieczki do sklepu (supermarkety były otwarte do godzin popołudniowych, wszystko inne było pozamykane) po bułeczki do naszej dyni na świąteczny obiad, bo zapomnieliśmy je kupić dzień wcześniej. Planowaliśmy nie przyczyniać się do masowego mordu indyków więc w menu przewidziane były różne potrawy z dyni. Poza tym indyki są ogromne, a nas jest tylko dwoje i to jeszcze nie jesteśmy wielkimi fanami mięsa (czasami nie jemy go w ogóle tygodniami).

Jednak gdy weszliśmy do sklepu i zobaczyliśmy przecenę na młode indyki, których jeszcze nie sprzedali, spontanicznie postanowiliśmy jednego kupić. Chyba z pół godziny staliśmy przez zamrażarką i szukaliśmy tego najmniejszego. W końcu się udało- 13 funtów, czyli około 5,5 kilo. Zamiast $29 zapłaciliśmy za niego $6 - prawdziwie amerykańska przecena. No to teraz bieg do domu, odmrażanie z modłami by się udało zdążyć do wieczora i googlowanie jak się w ogóle takie bydle piecze.
Wbrew pozorom indyk nie został zwęglony! :D To spieczenie (które na żywo wcale nie było takie czarne jak na zdj.) to tylko wszystkie rzeczy którymi go natarliśmy, skórkę miał ładnie brązową i wyszedł bardzo smaczny, w ogóle nie suchy.
Większość dnia spędziliśmy w kuchni, ale to było super razem szykować pieczoną dynię, masło czosnkowe, ciasto dyniowe... W między czasie dzwoniliśmy na Skype do mojej mamy, która też zrobiła w domu mini święto (kontynuuje jego obchodzenie pomimo, że ja już się wyprowadziłam) oraz... uczyliśmy się na prawo jazdy!

Zamiast jednej tradycyjnej obiadokolacji podzieliliśmy ucztowanie osobno na obiad i kolacje, żeby się nie przejeść na raz. Nie udało się, przejedliśmy się kilka razy. Jedliśmy: pieczoną dynię (przepis tutaj, klikz ciepłymi bułeczkami i masłem czosnkowym (na obiad), ciasto dyniowe (na deser), pałeczki z indyka z marchewkowym sosem pieczeniowym, odrobiną żurawiny i sałatką (na kolacje). Tak, zjedliśmy tylko pałeczki, bez udka, a i tak się objedliśmy. Praktycznie cały indyk został nam na "resztki" na kolejne dni... Dziś jest poniedziałek, a mam go w lodówce jeszcze ponad połowę.

PIĄTEK - PRAWO JAZDY
Większość Amerykanów w piątek po święcie dziękczynienia jeździ na zakupy. To tak zwany Black Friday - Czarny Piątek i wszędzie rzucają szalone promocje. Nas to specjalnie nie grzało, bo nic szczególnego nie potrzebujemy, a w Ameryce promocje są co chwilę, więc zamiast tego postanowiliśmy zrobić coś dla siebie i pojechać zrobić sobie prawo jazdy.

Najpierw trzeba było odstać swoje w kolejce by udowodnić swoją tożsamość kilkoma dokumentami, zapłacić $10 dolarów za egzamin teoretyczny (w cenę wchodzą chyba 3 podejścia), pójść do kolejki na egzamin (nie trzeba się umawiać, po prostu się przychodzi), zdać "egzamin" wzroku (czyli jednocześnie i literowania po angielsku), wybrać język w jakim chce się zdawać (ja wzięłam angielski, a mój mąż polski) i wtedy sadzali Cię przy wybranym stanowisku, gdzie na dotykowym ekranie rozwiązywało się test. Było trochę presji, bo nie chcieliśmy by któreś z nas oblało, ale udało się. Zdaliśmy oboje :)

Nie musieliśmy się umawiać na egzamin praktyczny, ponieważ z góry uznali nam go za zaliczony dzięki polskim prawkom, które im pokazaliśmy. To w sumie logiczne, że jak już masz jakieś prawo jazdy to umiesz jeździć, a musisz się tylko wykazać znajomością lokalnych przepisów. Niestety nie w każdym Stanie, tak jak w New Jersey, uznają zagraniczne prawo jazdy i gdybyśmy mieszkali np. w Nowym Jorku musielibyśmy też zdawać jazdę. Uff, dobrze, że się obeszło bez tego niepotrzebnego stresu.
Kolejki przed urzędem DMV potrafią ciągnąć się jeszcze na zewnątrz.
Znowu trzeba było stanąć w kolejce (która popołudniu zrobiła się dłuuuuuuga na 2 godziny stania), pokazać dokumenty i oficjalny papierek oznajmiający, że się zdało, zapłacić $24, zapozować do zdjęcia i poczekać 2 minuty na wydrukowanie dokumentu. Włela!

Po południu, gdy w końcu dotarliśmy z powrotem do domu z wycieczki po prawo jazdy, zjedliśmy zupę dyniową. Była zaplanowana na poprzedni dzień, ale jej nie zmieściliśmy z uwagi na spontanicznego indyka.

ZUPA DYNIOWA | PRZEPIS
Wegańska, bez glutenu, prosta i szybka. Na dwie osoby:

  • 2 duże pałeczki selera naciowego
  • oliwa z oliwek
  • kilka ząbków czosnku
  • imbir - pół łyżeczki suszonego lub łyżeczka świeżego
  • puszka puree z dyni (450 gram)*
  • słodka papryka, pieprz, sól
  • 1,5-2 szklanki wody

*jeżeli nie ma się dostępu do gotowego purre, można wcześniej je samemu zrobić piekąc dynie w piekarniku lub można dynię pokroić w małą kostkę i gotować ją w zupie do miękkości (można dodać ją już na etapie selera).

Seler drobno pokroić, dusić na oliwie z oliwek (ok. 2 łyżki) do miękkości.
Dodać czosnek i imbir, chwilę podsmażyć.
Dodać puree z dyni, słodką paprykę, pieprz i sól. Zamieszać.
Wlać wodę. W oryginalnym przepisie były 3 szklanki wody, ja dałam 2 i wyszła trochę za rzadka jak na mój gust. Musiałam zagęścić łyżką mąki.
Zmiksować ręcznym blenderem.
Podaliśmy ją z chlebkiem czosnkowym. Włela.

SOBOTA - HIGH LINE PARK
Dzień jedzenia resztek. Pod wieczór pojechaliśmy do Nowego Jorku odwiedzić koleżankę, dla której wcześniej upiekliśmy całą blachę świątecznych imbirowych ciasteczek. W drodze powrotnej poszliśmy na spacer przez słynny High Line Park. Było już ciemno, ale cudownie, bo prawie nie było ludzi, a roślinki były fajnie podświetlone. Co jakiś czas zza innych budynków wyłaniał się Empire- jak zawsze przepiękny nocą, co niestety trudno oddać na zdjęciach.


NIEDZIELA - W DOMU
Odpoczynek. Wspólnymi siłami zrobiliśmy sernik na zimno - żurawinowy z domowym lemon curd. Wyszedł pyszny, rześki w smaku, a żurawina wpasowała się tematycznie w Święta Dziękczynienia.

Na obiad zrobiłam farsz z indyka w cieście maślanym z barszczem czerwonym. Trzeba było trochę tego indyka przemycić tak, żeby go nie było widać, bo już nei możemy na niego patrzeć :D

Na zwieńczenie długiego weekendu usiedliśmy przed TV na nowy odcinek swojego serialu, z miską nachosów (tortilla chips) i łagodną salsą. Jedno opakowanie było ze słodkimi ziemniakami - wypełniało ziemniaczaną lukę obok żurawiny, dyni i indyka - typowych dla tego święta.


To był bardzo udany weekend: dużo smacznego jedzenia, wspólnego gotowania i czasu razem niezakłóconego pracą, do tego piękne spacery i jeszcze podwójny sukces z prawem jazdy!


#Patricia